środa, 8 marca 2017

Gardenia... i po Gardenii ;)

Ostatni weekend spędziłem dosyć intensywnie na Międzynarodowych Targach Poznańskich, a konkretniej na jednej z dwóch największych wystaw ogrodniczych w naszym kraju - Gardenii. Samo dotarcie do Poznania zajęło mi całe wieki - wszak mogłem ruszyć dopiero w piątek, więc ruch na drogach był niemały. Czy warto było jechać taki kawał?

Z towarzyskiego punktu widzenia - jak najbardziej. Poznałem osobiście ogrodniczą brać blogerską (podczas piątego Spotkania Blogerów Ogrodniczych - 5SBO), z którą do tej pory miałem kontakt jedynie wirtualny. Udało nam się pogadać, pośmiać się, a nawet zaliczyć dwa bardzo przyjemne spotkania w poznańskich lokalach :)

A jak oceniam samą wystawę? Dostrzegam w niej pewien, dość drobny progres, ale szczerze mówiąc nie byłem oczarowany. Część wystawców stanęła na wysokości zadania i ich stoiska przygotowane były estetycznie i z jako takim polotem.



Niestety Gardenia zaskoczyła mnie bardzo ilością kiczu i stoisk naprawdę dziwacznych, gdzie mieszano rozmaite materiały, zupełnie do siebie niepasujące - czyli celem tych stoisk było jedynie zaprezentowanie jak największej części swojej oferty, kto by tam przejmował się aspektami estetycznymi...



Część stoisk prezentujących rośliny wyglądało również bardzo słabo, ot - doniczki poustawiane w rządkach, jak w pierwszej lepszej szkółce czy centrum ogrodniczym. Zastanowiło mnie to bardzo, bo czy naprawdę trzeba mieć tak dużo polotu, aby jakoś sensownie wybrać i skomponować wybrane i przywiezione na targi rośliny? Czy zamaskowanie nieestetycznych doniczek produkcyjnych też wymaga tak wiele wysiłku?



Wszystkie te detale, o które ktoś nie zadbał, składają się na ogólną dostateczną ocenę całej wystawy. Chciałbym kiedyś w Polsce doświadczyć targów, które przypomniałyby mi te organizowane na szeroko pojętym Zachodzie, z całym ich rozmachem i dbałością. Uważam, że nie jesteśmy już takim zaściankiem i wystarczająco dużo czasu upłynęło od przemian ustrojowych - i zasługujemy, jako pasjonaci ogrodnictwa i potencjalni klienci, na coś więcej; nie tylko na słabej jakości żywą reklamę poszczególnych firm z branży...

3 komentarze:

  1. Witaj. Mam podobne wrażenia. Święto kiczu. Pozdrowienia z Zimozielonego ogrodu. Andrzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprzedawcom się nie chce, jeśli mają coś sprzedać to nie będą się przejmowali czy to stoi w doniczce czy bez, bo ich interesują umowy, kontrakty, a nie jacyś tam "blogerzy", nie jakieś "grażyny", a często te "grażyny zwane też "Apaczami" jak ich nazwał kolega po piórze są naszymi klientami, albo zakładają w przyszłości swoje firmy oparte na ich produktach . Takie mają argumenty, niestety słabe . Pozdrawiam z MD Projekt Ogród . Daria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Może kontrahentom od dużych umów nie przeszkadzają detale i brak dbałości o estetykę stoiska, ale biorąc pod uwagę to, że setki zdjęć brzydoty pójdą w świat "otagowane" nazwą wystawcy i będą o nim świadczyć w internecie, aż się prosi, żeby jednak zadbać o estetykę. Po drugie wielu niepozornych, biegających z aparatami blogerów, to architekci krajobrazu czy właściciele szkółek, którzy opinię o "mizerii" na wielu stoiskach przekażą dalej, wyrabiając firmom opinię. Trochę słabo, jeśli szkółka sprzedająca rośliny przez internet nie dba o to, by mieć w tym internecie dobry pijar.

      Usuń